I co? Wstyd, możesz mi w oczy
patrzeć? Pierdolę twoje łzy, ale bez ciebie nie zasnę. Nowej nie znajdę, inną
cię pokochałem.
Parkuje pod naszym
mieszkaniem i po raz pierwszy spogląda mi prosto w oczy.
-Skoro mnie nie kochasz, to dlaczego dawałaś mi nadzieję, że
jeszcze będzie dobrze? Dlaczego mówiłaś, że może przerwa nam pomoże?
Dlaczego do cholery zabrałaś ze sobą
nasz ślubny album, a na palcu cały czas masz obrączkę? Dlaczego od razu nie
zażądałaś rozwodu? Dlaczego cały czas mnie oszukiwałaś?
-Ja już sama nie wiem co czuję.
Szepczę i spuszczam głowę.
-Wiesz co? Jesteś zwykła kurwą.
Zabolało. Moja dłoń ląduje na jego policzku.
-Co, prawda w oczy kole?
Pyta z drwiącym uśmiechem.
-Jesteś bezczelny.
-Ja jestem bezczelny? Ja? Cholera, Iga, czy ty siebie
słyszysz?!
-Nazwałeś mnie kurwą.
-Bo nią jesteś. Wiesz jakim chujowym uczuciem jest kochanie
bezgranicznie takiej kurwy?
-Bartek…
Szlocham cicho chwytając jego dłoń. Kurek automatycznie ją
wyrywa.
-Nie odzywaj się do mnie. Jutro złożę papiery do włoskiego
sądu.
Mówi, a potem zostawia mnie samą w samochodzie.
Po chwili zastanowienia wychodzę z samochodu i kieruję się
ku blokowi. Już na klatce schodowej słychać głośne słowa jednej z jego ulubionych piosenek. I może dobrze, że los nie
postawił na nas, bo tu czego szukam nie ma nic prócz rozczarowania. Waham
się, kładąc dłoń na klamce. Wiem, że go cholernie ranię, ale nie potrafię się z
nim rozstać na dobre. Jest coś, co bardzo mnie do niego ciągnie i nie pozwala
odejść na dłużej. Przyzwyczajenie? Tęsknota? Miłość? Nie. To nie to, to nie
może być miłość, bo przecież ja go już nie kocham, prawda?
Cholera, Iga. Sama się
już w tym motasz. Karcę się w myślach i wchodzę do środka. Po cichu kieruję
się do salonu. Całe mieszkanie wypełnia wokal Pezeta, a na kanapie z rękoma
założonym na czole leży Bartosz. Nie spogląda na mnie słysząc moje kroki, nie
odpowiada na moje słabe przepraszam.
Trwa w tej pozycji niezmiennie i dopiero po kilkunastu minutach, godzinach,
sama już nie wiem, wstaję z łóżka. Jego oczy są przeraźliwie przekrwione,
zmęczone i co najgorsze – smutne.
Płakał. Znowu. I
znowu przeze mnie.
Chyba myślałem o Twoich oczach, wytykaliśmy sobie jakieś banały.
Ty chyba płakałaś, a ja krzyczałem, nie pamiętam, zapomniałem.
Palę fajka i przerzucam kanały, tęsknie za Twoim ciepłem i ciałem.
Ty chyba płakałaś, a ja krzyczałem, nie pamiętam, zapomniałem.
Palę fajka i przerzucam kanały, tęsknie za Twoim ciepłem i ciałem.
Rankiem, jeszcze przed obudzeniem się Bartosza wróciłam do
swojego mieszkania. Już w progu czeka na mnie zdenerwowana Zofia z telefonem
przy uchu.
-Boże, Iga! Próbuję dodzwonić się do ciebie od kilku godzin!
Gdzie ty byłaś? Myślałam, że wyszłaś wcześniej z klubu, ale gdy wróciłam w nocy
do mieszkania ciebie tu nie było. – przyjaciółka wyrzuca z siebie potok słów.
-Byłam u Bartka.
-No to mogłaś mnie chociaż uprzedzić, że wychodzisz! Czekaj,
u Bartka?
-Nie wiem co robić Zośka. – opadłam na kanapę i poczułam
słone łzy na policzkach. – Nie kocham go, ale nie potrafię od niego odejść. Nie
chcę. Chyba.
Rozpłakałam się na dobre. Dziewczyna objęła mnie ramieniem,
a ja wyrzuciłam z siebie wszystkie słowa, wszystkie uczucia, które siedziały we
mnie od dawna.
Resztę dnia spędziłyśmy na oglądaniu tanich komedii
romantycznych i objadaniu się czekoladowymi lodami.
Nie miałam siły myśleć o Bartku.
*
Przepraszam za to wyżej.