wtorek, 29 lipca 2014

dziewięć.

Naprawdę cieszę się, że widzę Ciebie znów, choć było tyle ciężkich chwil, tyle niepotrzebnych słów.
Naprawdę cieszę się, że patrzę w Twoje oczy znów. Bez Ciebie wszystko było dla mnie tak nieważne, naprawdę kocham Cię, naprawdę.

Kolejne tygodnie spędzone w szpitalu polegały głownie na odpowiadaniu pytaniom rodziny i znajomych, że naprawdę mało co pamiętam. To znaczy pamiętałam wszystko za czasów dzieciństwa i bycia nastolatką, jednak mniej więcej od momentu wyprowadzki na studia film się urywa. Rodzice i głównie Zosia opowiadali mi wiele rzeczy, historyjek, przynosili zdjęcia i filmiki, aby tylko pomóc mi w walce z powrotem pamięci.
Bartosz przychodził codziennie. Jak się okazało, byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Opowiadał mi o tym, że poznaliśmy się w Łodzi, że jest siatkarzem, że mamy sporo wspólnych znajomych, którzy często dopytują się o mój stan zdrowia. Musieliśmy być naprawdę zżyci ze sobą, bo Bartek wiedział o mnie wszystko i doskonale nam się rozmawiało. Prosiłam go, żeby i on przyniósł mi jakieś nasze wspólne zdjęcia, ale zawsze odpowiadał, że nie mamy ich za dużo, głownie przez jego zawód i bardzo częste podróże.
Jedyną rzeczą, która mnie dziwiła to kontakt Kurka z moimi rodzicami. Rozmawiali ze sobą tak naturalnie, luźno, wręcz rodzinnie, jakby znali się od dawna, a przecież ja zaprzyjaźniłam się z Bartkiem dopiero w Łodzi, gdzie rodzice bardzo rzadko mnie odwiedzali.

Z każdym kolejnym dniem czułam się coraz lepiej. Coraz bliżej byłam też z Bartkiem. Wytworzyła się między nami więź, którą już trudno było nazwać zwykłą przyjaźnią. Zastanawiałam się, czy wcześniej nie doszło między nami do czegoś więcej, jednak jakoś nie było okazji, żeby poruszyć ten temat. Teraz po prostu było mi z nim dobrze. Był wspaniałym słuchaczem i towarzyszem podczas długich, szpitalnych dni. Bartek zrezygnował z gry w kadrze narodowej w tym sezonie i choć tłumaczył to zmęczeniem i mówił, że odpoczynek dobrze mu zrobi, to ja w głębi duszy czułam, że robi to dla mnie.

Po prawie dwóch miesiącach w szpitalu lekarze oznajmili, że mogę wrócić do domu. Postanowiłam jednak, że nie wrócę z rodzicami do domu, w którym spędziłam całe dzieciństwo, tylko pojadę do mieszkania w Łodzi. Może właśnie dzięki zamieszkaniu tam na nowo, chodzeniu do tych samych miejsc pomoże i przyspieszy mi powrót pamięci z tych ostatnich kilku lat?
Jakim cudownym uczuciem jest wyjście o własnych siłach na zewnątrz i zaczerpnięcie świeżego powietrza po długim czasie wdychania szpitalnych chemikaliów.
Bartosz zaoferował, że zawiezie mnie do mieszkania i pomoże mi się tam ogarnąć. Wsiadłam więc do jego auta i ruszyliśmy, zostawiając za sobą szare mury szpitala.
Wychodząc z samochodu zaparkowanego przed blokiem poczułam znajomy zapach spalin i dymu. Mężczyzna chwycił moją dłoń i poszliśmy w stronę wejścia. Szczęk otwieranego zamka wzbudził we mnie jakieś dziwne emocje, bo przecież właśnie zaczynam nowe życie.
Przekroczyłam próg mieszkania, nadal trzymając dużą dłoń Bartka. Skierowałam się do pierwszego pokoju, który okazał się być salonem. Rozejrzałam się po nim i ruszyłam do następnego pomieszczenia. Sypialnia. Duża, jasna i przejrzysta. Ogromne łóżko przykryte satynową narzutą, a na niej karton obwiązany czerwoną wstążką. Spojrzałam niepewnie na Bartka, który oparł się o framugę drzwi i tylko kiwnął głową w kierunku łóżka. Usiadłam na jego brzegu i wzięłam karton na kolana. Rozwiązałam wstążkę, zdjęłam pokrywkę i wysypałam całą zawartość na łóżko. Moim oczom ukazała się masa zdjęć, jakieś dokumenty i kilka innych rzeczy. Przebiegłam wzrokiem po zdjęciach. Na każdym z nich były dwie te same osoby. Bartosz i ja. Na większości z nich przytulamy się, całujemy, śmiejemy. Dwójka szczęśliwych, młodych i zakochanych w sobie ludzi. Przerzucam fotografie, a w mojej głowie powoli odnajduję okoliczności robienia każdego z tych zdjęć. Wakacje w Turcji, mroźna Moskwa, Liga Światowa w Bułgarii, Igrzyska w Londynie, impreza u Winiarskich, mecze w bełchatowskiej Energii, ślub Jarosza. Nagle zauważam jedno zdjęcie inne od pozostałych. Na jednej połówce młoda brunetka w śnieżnobiałej, długiej do ziemi sukni. W prawej ręce trzyma skromny bukiet fioletowych kwiatów, natomiast lewa opuszczona jest w dół i splata się z inną dłonią. Spoglądam na drugą połowę zdjęcia. Cholernie wysoki mężczyzna, o nieziemskich błękitnych oczach ubrany w czarny, elegancki garnitur. Prawa dłoń zaciska się na delikatnej ręce kobiety. Nie byłoby w tym zdjęciu nic odmiennego, gdyby nie to, że przerwane jest na pół. Dokładnie na miejsce rozerwania fotografii przyklejony jest pasek bezbarwnej taśmy. Zdjęcie jest uszkodzone, ale tworzy jedność.
Wszystko wróciło. Włochy, rozwód, wypadek. Każdy najmniejszy szczegół, każdy jego uśmiech, każda rozmowa, każda kłótnia, każda podróż, każda przeprowadzka i każdy dotyk. 
Do moich oczu napływają łzy. Spoglądam na Bartosza, nie potrafiąc zatrzymać słonych kropel na policzkach. Mężczyzna podchodzi do łóżka, siada tuż obok i szczelnie otula mnie swoimi silnymi ramionami. Wtulam głowę w jego klatkę piersiową.
-Bartuś... - szepczę w jego tors, ale po chwili unoszę głowę i spoglądam w te piękne oczy, w których tak bardzo się zakochałam. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Chciałem, żebyśmy zaczęli od początku. Dostaliśmy drugą szanse, rozumiesz Iga? Wiedziałem, że jeśli teraz będę udawał tylko przyjaciela, a ty się we mnie zakochasz to będę miał pewność, że
naprawdę mnie kochasz, i że gdzieś tam, głęboko w twoim sercu uchował się ten strzępek miłości. Że te wszystkie kłótnie, słabsze dni, niedopowiedzenia i w końcu rozwód to tylko chwile słabości, które my potrafimy przezwyciężyć miłością.
Jego oczy wypełnione są szczerością, nadzieją i prawdziwą miłością. 
-Tak, zacznijmy od nowa. Kocham Cię Bartek, naprawdę.
Nasze usta złączyły się w gorącym pocałunku. Jak kiedyś.
*
KONIEC
*
Ojej, aż nie wiem co tu napisać.
Kończę opowiadanie Igi i Bartka. Opowiadanie, które jak żadne inne sprawiło mi najwięcej trudności, zajęło mi najwięcej czasu i tworzyło się w naprawdę trudnych momentach mojego życia.
Z tego miejsca chciałabym podziękować wszystkim, którzy wytrwali tu ze mną do końca i nie uciekli, pomimo nieregularności i słabej jakości rozdziałów. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA. 
Możecie jeszcze zaglądać na gubimy-się, bo i tam w najbliższym czasie powinno się coś pojawić. 
Jeszcze raz ogromnie dziękuję i do zobaczenia.
Wasza Wiki.